Waszyngton, czyli jak naprawdę wyglądają egzotyczne podróże stewardess

Mój ostatni pobyt w Waszyngtonie miał trwać teoretycznie 24h, ale jest to czas liczony od lądowania do startu. Zanim wyszliśmy z lotniska i zanim dojechaliśmy do hotelu zrobiły się już 22 godziny.  Autobus z hotelu na lotnisko też odbierał nas odpowiednio wcześniej, żebyśmy zdążyli dojechać i przejść wszystkie odprawy. W rezultacie mieliśmy do swojej dyspozycji jakieś 20 godzin.

DSC_1076

Tego budynku, chyba nikomu przedstawiać nie trzeba 🙂

Z Dubaju startowaliśmy w środku nocy więc do hotelu w Waszyngtonie dojechaliśmy jakoś koło 10 rano. Po 18 godzinach na nogach i zarwanej nocy, byłam zmasakrowana. W Dubaju była wtedy chyba już 18ta. Owszem, byli tacy szaleńcy, którzy z marszu poszli zwiedzać miasto, ja kiedyś, raz jeden jedyny, też tak zrobiłam. Ale nie tym razem.

Pogoda była śliczna, ale szczytem moich możliwości był spacer do supermarketu. Musiałam upolować sobie coś do zjedzenia. Z doświadczenia widziałam, że jeśli położę się od razu spać, to ocali mnie to może przed jet lagiem, ale z pewnością obudzę się w środku nocy. A wtedy jedynym źródłem pożywienia będzie hotelowy sklepik, który oferował głównie chipsy, batoniki i mrożoną pizze. Niestety, nie jest to menu na moje wymarzone śniadanie.

DSC_1209

Pomnik Waszyngtona oraz częściowo widoczny Pomnik II Wojny Światowej

DSC_0010

Mauzoleum Abrahama Lincolna

W sklepie wyposażyłam się w śniadanie i lunch. Wyszłam z założenia, że idąc spać o 15 to nie pośpię do rana, dlatego wolałam zrobić zapasy jedzenia. Nie ma nic gorszego niż głód i bezradność bo jest środek nocy.

Z hotelu odbierali nas chwilę przed 9 rano i wyobraźcie sobie moje zdumienie, gdy obudziłam się i na zegarku zobaczyłam 5 rano. Spałam raptem 14 godzin. Nie powiem, żebym tego żałowała, ale nie sądziłam, że mam aż takie braki w wypoczynku. Sen był mi potrzebny żeby przetrwać kolejny, ponad 12 godzinny lot z powrotem do Dubaju, ale żeby aż tyle.

Nie wiem na ile Was zaskoczę, ale tak właśnie wygląda prawdziwe życie stewardessy. I wiele z tych egzotycznych podróży, których wszyscy nam zazdroszczą, tak się właśnie kończy. Owszem zdarza się, że ekscytacja i ciekawość są silniejsze od zmęczenia, jednak najczęściej wygląda to dokładnie tak jak ten mój Waszyngton. Większość dalekich podróży sprowadza się do odsypiania i polowania na jedzenie. A mam wrażenie, że im dłużej wykonuję ten zawód, tym jest gorzej, trudniej mi się zebrać i więcej snu potrzebuję.

Niestety, rzeczywistość bywa brutalna. A mity wieczne.

DSC_0001

P.S. Wszystkie te zdjęcie pochodzą z 2014 roku. Wtedy, ten jeden, jedyny raz nie padłam trupem po locie i pojechałam pozwiedzać. Tym razem zrobiłam tylko jedno zdjęcie. Z perspektywy łóżka oczywiście.

20180504_144500